Kulinarna podróż w parę minut

Długo czekałam na odpowiednią okoliczność by odwiedzić tę restaurację. Nie należy ona do klasycznych wyborów takich że gdzie kiedykolwiek czy z kimkolwiek byś nie poszedł to zawsze wybierzesz coś niezależnie od humoru. Tam idzie się bo chce się tam właśnie pójść, bo chce się spróbować właśnie tej kuchni, tej potrawy, tego deseru, tej kawy. W moim przypadku chciałam spróbować wszystko co można, dlatego potrzebowałam odpowiednią pomoc w postaci przyjaciółki weganki i jej chłopaka, który po prostu wybredny nie jest. A że akurat odwiedzili naszą skromną Łódź na ten weekend, bez siły i podstępu zaprosiłam ich właśnie tam na śniadanie.

Lokal przyjemny, przestrzenny, bardzo dobrze oświetlony. Z ciekawą aranżacją oświetleniową i dekoracjami nawiązującymi do zdrowego trybu życia i odżywiania się.

Czekając cierpliwie na towarzyszy zamówiłam obowiązkowy punkt programu – kawę. Bez niej nie ma dobrego śniadania. Właściwie to kawa zazwyczaj jest moim śniadaniem, ale nie tym razem.

Tradycyjnej kawy nie było. Ahoj przygodo, mleko owsiane do ichniejszej kawy z bliżej-nie-określonego źródła. Jak kocham wszelkie kawy i ich dziwne wariacje, to tak ta była paskudna. Bleeee. Nigdy więcej owsianego mleka. Może arabska albo zbożowa? Jak wy się zapatrujecie na mleko sojowe?

Widzicie te deskę z wszelkimi pysznościami? To pozycja z działu przystawki, deska mezze jest idealna dla 3 osób by zaspokoić poranny głodek. Znajdziemy na niej zawsze 3 rodzaje hummusu, prażoną ciecierzycę, grilowanego bakłażana, falafel, szawarma, arabskie pikle, marokańska marchewka z prażonym kuminem, buraki balsamico, marynowana rzodkiew oraz sosy aioli i harissa z pitą lafa.

Przyznam się bez bicia, że nigdy nie jadłam czegoś podobnego ( prócz hummusu). Pita odbiega od tradycyjnego chlebka, które namiętnie jadam z oliwkami.

Ucieszyłam się bo hummusy smakowały jak moje. Ciecierzyca łupała w zęby swą twardą skorupą. Bakłażany mogłabym jeść codziennie, a rzodkiew muszę nauczyć się robić sama.

Falafel maczany w hummusie nie był już taki mdły, a buraki i marchewkę zjadłby każdy mięsożerca.

Jeżeli nie jesteście zdecydowani na to co spróbować za pierwszym razem, szczerze zachęcam do deski mezze. Po trochu wszystkiego, a następnym razem rzucę się na burgera.

Z moim wilczym głodem musiałam jeszcze zjeść co nie co. Menu śniadaniowe czas przeczytać. I wybrane w tempie błyskawicznym: owsianka na mleku migdałowym z orzechami i owocami z dodatkiem kurkumy i syropu z agawy.

Cóż, preferuje swoją owsiankę. Na zimnym mleku, z miodem i wymieszana z drobno pokrojonymi owocami. Tel Aviv serwuje ją na ciepło, z dużymi kawałkami owoców rzuconymi na wierzchu. Więc jak już zjecie to z wierzchu to dalsza część jest sucha i gęsta. Zakleja usta i nasyca na cały dzień.

Nic dodać nic ująć, aż się prosi o zdjęcie na insta.

Dodaj komentarz